Tła oraz dodatki na bloga tonabloga.blogspot.com
-->

wtorek, 12 kwietnia 2011

O pasji, wielkich pieniądzach płynących z Unii i o wielkich omyłkach ludzi którzy nimi zarządzają...

Biorąc pod uwagę porę, dzień tygodnia oraz fakt że rano nie muszę wstawać, zebrało mi się na rozmyślanie - dlaczego tak się dzieje? Nie mam pracy, nie uczę się, co jest tego powodem?
Zdradzę rąbek tajemnicy...
Pomijając mój charakter, to że strasznie nie lubię być niedoceniana, oraz nie cierpię kiedy szefem jest ignorant w dodatku mało inteligentny - w tym szaleństwie jest metoda :D

Nie posiadam średniego wykształcenia, stało się to przypadkiem, powodem jak w większości decyzji mojego życia były zwierzęta oraz niestety praca. W tym konkretnym przypadku zawaliłam (?!) przez konie.
Błądzić jest rzeczą ludzką ale nie wiem czy tę moją drogę mogę nazwać błądzeniem...
Wolałabym postrzegać to w pryzmacie sprawdzenia swoich marzeń pod kątem trafności.
No bo w końcu wiele osób marzy np o tym żeby zostać wokalistą a kiedy juz zaczynają śpiewać okazuje się że kompletnie nie odnajdują się w takim świecie i pozostają przy nuceniu pod prysznicem ;)
Ja spełnianie marzeń właściwie zaczęłam od nauki jazdy konnej, pracy w stajni i od posiadania własnego nieparzystokopytnego. Okazało się że wszystko jest tak jak sobie wyobrażałam poza jedną sprawą... Jeśli ktoś naprawdę chce pracować i całe życie poświęcić koniom musi się liczyć z tym, że jest to rynek ograniczony i teraz można - albo wykazać się wyjątkowymi umiejętnościami (żeby je zdobyć trzeba sporych nakładów finansowych), albo mieć szczęście urodzić się w rodzinie lub okolicy gdzie konie są zjawiskiem powszechnym albo posiadać ogromne pieniądze i samemu stworzyć ośrodek lub przynajmniej małą stajnię przy domu. Ja próbowałam różnych rzeczy, pracowałam jako stajenna, prowadziłam jazdy, byłam instruktorem w ośrodku agroturystycznym (cudowna sprawa na wakacje, konie 24h/H pod moją opieką i do dyspozycji, lasy, łąki, pola... ach...). Niestety żadne z tych zajęć nie przynosiło pieniążków dzięki którym mogłam się utrzymać więc wymagana była praca dodatkowa. Wszystko byłoby może i do pogodzenia ale ja mam jedną wadę... Koniom poświęcałam całą siebie, pracowałam ciężko i długo, nie dawałam rady pracować jeszcze w innych miejscach. Z czegoś musiałam zrezygnować, a że bez pieniędzy w dzisiejszych czasach... sami wiecie. Tęsknie za końmi do dzisiaj...



Takich wydarzeń oraz decyzji w życiu musiałam podejmować wiele, ciesze się z każdej nowej rzeczy jaką robię w życiu. Z najnowszych zainteresowań mogę wymienić florystykę.
Ale od początku!
Mam zdolności manualne, jestem cierpliwa w precyzyjnych pracach i wyrobiłam w sobie poczucie estetyki. Z tych kilku powodów myślałam o otworzeniu kwiaciarni z galerią ręcznie robionych prezentów. Do tego wiadomo - potrzebne są środki, taką możliwość daje UP poprze dotacje finansowane z Unii. Jednak żeby zwiększyć swoje szanse w otrzymaniu wsparcia musiałam mieć odpowiednie kwalifikacje. Tutaj znowu wyszedł mi na przeciw Urząd Miasta supportowany przez ulubioną naszą Unię ;)
Dostałam się na szkolenie pt "Florysta z obsługą kasy fiskalnej". Fajnie brzmi :D Radość moja była wielka!! Do czasu...
Kursy na florystę, porównywalne do przedstawionego przez mój ośrodek planu wahają się w granicach 4 tys za osobę. 3 tyg wykładów z wyżywieniem, zapowiadało się rewelacyjnie! Aż do 2 dnia kursu...
Kłótnie małżeńskie pary prowadzącej zajęcia stały się głównym tematem przewodnim rozmów. Grupa rozproszona zachowaniem wykładowców dała się wciągnąć w ich życie osobiste, spadły morale i motywacja ogólna. Dzień wyglądał następująco, rano kawa i pogaduszki, koło południa obiad, chwila pracy (trzeba było zrobić zdjęcia dokumentujące postępy) która z reguły polegała na wykonaniu jednego bukietu przez prowadzącego, pogaduchy i powrót do domu. Zaledwie kilka dni przepracowaliśmy, prawie, wg planu. 
Ignorancja wykładowców doprowadziła do tego że zajęcia na żywych kwiatach nie trwały długo ponieważ kwiaty dojechały za późno i bez zabezpieczenia pozostawione na noc w patio - zamarzły i nie nadawały się do niczego. W zasadzie to co dowiedziałam się na kursie mieści się na 2 stronach formacie a5, internet i te środki wypłacone na rękę dałyby mi więcej niż 3 miesiące na takim pseudoszkoleniu.
Muszę zaznaczyć że podczas trwania kursu mieliśmy kilka kontroli ( o których oczywiście wykładowcy wiedzieli wcześniej i to w te dni grupa pracowała), skargi i sugestie do dyrektora ośrodka nie przyniosły rezultatów.

Teraz główne pytanie. Czy osoby odpowiedzialne za rozdysponowanie środków europejskich wiedzą co się z tymi pieniędzmi dzieje i pozwalają na takie marnotrawstwo? Czy wiedzą co się dzieje i nie potrafią z tym walczyć? A może nie wiedzą jak to wygląda bo ich to nie interesuje? Obowiązki odbębnione, pieniądze rozdane, reszta jakoś pójdzie?

Strasznie mnie denerwują takie sytuacje, nie tylko przez złą organizacje ale także przez to, że na takie szkolenia dostało się 3/4 osób które totalnie w d** miały nauke i rozwój umiejętności i osobowości. Chodziło o zabicie czasu, zwrot kosztów biletu miesięcznego, darmową opiekę nad dziećmi na czas kursu, wyrwanie się z domu... Szlag!! Dziesiątki zdolnych osób skorzystałoby na tym ogromnie, bo wierzę całym sercem że gdyby reszta grupy była tak żywo zainteresowana tematem jak ja na pewno udałoby nam się wyciągnąć z wykładowców więcej.

Tak na zakończenie, mam zdolności, ukończyłam szkolenie, mogę dostać środki z UP, ale...
Czy dałabym sobie radę sama poprowadzić taką firmę na podstawie tego czego się nauczyłam?
A jeśli tak to ile czasu zajmie mi rozkręcanie biznesu na tak szczątkowej wiedzy?
Nie uważacie że takie sytuacje są marnowaniem środków i ludzkiego potencjału?
Na dzień dzisiejszy kolejne marzenie uważam za spełnione choć nie trafione.
Przy czym ostrzegam że nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa w tej kwestii :)

Życzę wszystkim Dobrej nocy :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Forum Spanielowe