Tła oraz dodatki na bloga tonabloga.blogspot.com
-->

czwartek, 10 listopada 2011

Się porobiło...

Ha! 
Ileż to czasu minęło? 
Niestety nie było łatwo. Od maja wydarzyło sie sporo.
Po 1 mendę ludzką (czyt. męża) wysłałam w świat. Niech sobie robi takie numery z dala ode mnie. Jak będzie przyjeżdżał raz na 3 miesiące to przynajmniej nie będzie miał czasu na durne pomysły.
Po 2 nie miałam w domu internetu prawie 4 miesiące. Tak się poukładało- odpięłam na czas malowania, potem się coś popsuło, doszły problemy z zawyżonymi rachunkami i zmieniałam dostawcę.
Po 3 stan kotów zmienia się na bieżąco, co chwile nowe przychodzą, inne odchodzą. Za dużo skrzywdzonych zwierząt jest na tym świecie. O tym, bardziej szczegółowo, kiedy indziej.
Stan zapsienia bez zmian.
Na dzisiaj wystarczy :) 
Mam nadzieje że reszta będzie uzupełniania w miarę na bieżąco.

Pozdrawiam!!


P.S. To Frycek vel Salem w dniu wyjazdu do nowego domu :)

poniedziałek, 2 maja 2011

Nie żeby nie było tematów...

Codziennie wieczorem siadam przed monitorem z myślą napisania czegoś na blogu.
Pomyślał by ktoś że nie mam o czym pisać ale ja... nie potrafię się zdecydować :P
Wiem, wiem, jestem dziwna no ale jak mam natłok myśli to ciężko mi napisać coś składnego - a chyba o to chodzi tutaj najbardziej. to ma być coś co da się a nawet chce się przeczytać!

Postanowiłam zdać relację z okresu PO świątecznego.

Lany Poniedziałek - wcale nie był taki lany bo nawet deszcz na mnie nie kapnął. Jeśli nie liczyć prysznica to był to jeden z bardziej suchych dni w roku. Nie wróży za dobrze....

Wtorek i środa spędzone w urzędach i przed komputerem, w zasadzie nic godnego uwagi poza kilkoma ważnymi emailami i jednym bardzo ważnym ogłoszeniu na allegro (o tym za chwilę).

W czwartek mój mąż zaczął znowu odwalać numery, wyszedł wcześnie rano, napisał że będzie popołudniu, później konkretnie o 17, 19 o 21 zadzwonił że już idzie (15 min drogi) i że chce naleśniki. Żona (głupie stworzenie) do kuchni i heja! Nie mamy miksera więc ręcznie w misce wszystkie składniki mieszam, mieszam... Patrze na zegarek 22,23... Przyszedł przed północą i pyta "gdzie naleśniki?" Nosz Kurna (:P) jasna! Smażył sobie sam. 

Piątek - obudziłam się o 8 - marudera już nie było. W zasadzie załatwiłam kilka rzeczy, odwiedziłam babcię i dziadka, kilku lekarzy, wieczorem mieszkanie było puste. Po moim telefonie dowiedziałam się że mąż NA BANK będzie o 21.

Sobota. O 9 rano wyszłam na spacer z psem. Spotkałam powracającego męża który udawał że mnie nie widzi i poszedł prosto do domu. Kiedy weszłam do mieszkania - był w łazience. Usiałam z psiakiem w pokoju, zamknęłam drzwi żeby nie było przeciągu i za 3 minuty usłyszałam dźwięk klucza w drzwiach. Oczywiście wyleciałam jak poparzona i znowu usłyszałam że ważne sprawy są i "na pewno będę koło południa". Znalazłam Go o 16 u Jego ojca. Nie będę wdawała się w szczegóły. Pożegnał mnie tekst "Będę do 2 godzin", co odebrałam jako "będę o 18", tak przynajmniej wynikało z moich obliczeń. Popołudniu poleciałam z psem na spacer po powrocie widziałam że ktoś w domu był. Tak, BYŁ to dobre określenie. 
Tutaj moje nerwy nie wytrzymały, o 22 przyjechała po mnie siostra i pojechałam na noc do rodzinki. 

Niedziela - od 7 rano w pociągu. W związku z ogłoszeniem na Allegro postanowiłam przywieźć do siebie suczkę prawie 2 letnią spanielkę. Przejechałam pół Polski, zjadłam przez cały dzień 1 mandarynkę i 1 kanapkę. Po powrocie i wielkim zdziwieniu rodzicielki wszamałyśmy kolację. Kiarcia razem z Negrą smakołyki z Bozity a pańcia duszoneczki z barszczem czerwonym.

I tak oto dochodzimy do poniedziałku i do godziny 8 rano kiedy to "pan i Władca" zjawił się w domu. Ciekawe ile posiedzi.
Wracając do sedna - mam w domu męża który nie potrafi się pożegnać z życiem kawalerskim i żona jest dla niego na ostatnim miejscu oraz 2 cockerki - czarne podpalane które mnie kochają bardziej niż mąż.
Zastanawiam się czy nie wymienić męża na kolejnego psa :P



Tyle w temacie użalania się nad swoim losem - na osłodę fotka młodszej klusencji:


sobota, 23 kwietnia 2011

Jajca ;)

Nie wytrzymałam i... wpierdzieliłam 2 jaja zaraz po ugotowaniu :P A mama mówiła że nie wolno... Cóż, to chyba jeszcze taki nawyk z dzieciństwa. Kiedy szłyśmy z siostrą do kościoła poświęcić jajuszka po powrocie do domu dziwnie lekkie były nasze koszyki ^^ Aaale byłyśmy spryciary i mówiłyśmy że oddałyśmy "na dary". Wszystko by sie pięknie skończyło gdyby nie to że moja siora zostawiła w koszyku... nadgryzionego kabanoska! Ach... to były czasy...




Korzystając z chwili uwagi chciałabym wszystkim zwierzętom na ziemi życzyć SPOKOJNYCH świąt przepełnionych miłością, a ludziom mądrości i empatii, przynajmniej w te świąteczne dni...

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Notoryczny brak czasu

Gdyby ktoś spojrzał na mnie "z boku" stwierdziłby że jestem nierobem. 
Mam 25 lat, nie uczę się, nie mam pracy, 3/4 tygodnia spędzam w domu.
Moje mieszkanie od prawie roku jest w ciągłym remoncie (tzn rozpoczętym i nie skończonym), wszędzie bałagan, brudno i nieprzyjemnie. Wiecznie sterta prania czekająca na ten dzień kiedy sobie o nim przypomnę (z reguły jest to ten dzień w którym kończą się czyste rzeczy :P ) Naczynia powinnam gromadzić w wannie bo zlew zaczyna być za mały - niestety ani ja ani mąż nie lubimy zmywać i nie mamy nawyku zmywania po każdym posiłku, czasami ten proces trwa nawet kilka dni. Mogę wymieniać jeszcze te oznaki nieróbstwa w nieskończoność ale mimo to... ciągle brakuje mi czasu!

Ostatnimi czasy spędzam przy komputerze prawie 16 godzin dziennie (wyłączając przerwy na przygotowanie posiłków i spacery z psem) i nie mam nawet czasu napisać krótkiej notki na blogu. Dlaczego tak się dzieje?
W Polsce kilkaset tysięcy zwierząt jest bezdomnych, kilkaset tysięcy za chwile stanie się bezdomniakami. Większa część z nich jest chora, a kolejna część za chwilę będzie. Każda z tych oswojonych i podporządkowanych pod siebie przez człowieka istot żyje, czuje i cierpi...

Nie mogę uratować wszystkich, zdaję sobie sprawę, ale mimo to nie potrafię przejść obojętnie obok...
W zasadzie każdy może w jakiś sposób pomóc. Zaczynając od sterylizacji czy kastracji swoich zwierząt poprzez wsparcie finansowe, dokarmianie, oferowanie domów tymczasowych na uświadamianiu ludzi i pomocy w ogłoszeniach kończąc. Wszystkie ręce są potrzebne do pracy. Ja wiem że ciężko jest pomagać, ciężko jest zrobić coś co w środowisku uważane jest za "inne" ale nie można postępować wbrew swojemu sumieniu tylko z powodu słabej asertywności. Więcej empatii!! 

Moja rodzina nie rozumie dlaczego od dziecka każdą wolną chwilę poświęcam zwierzętom. Dlaczego co chwilę biorę do domu kolejne pokrzywdzone psy, przecież one sikają na dywan, niszczą mieszkanie, brudzą, śmierdzą, wymagają opieki... 
A ja wolę mieszkać w brudnym  mieszkaniu, z niepozmywanymi naczyniami, wiecznym remontem, górą prania ale z CZYSTYM SUMIENIEM!!

Po latach kiedy życia zostanie niewiele, nie będzie ważne jaką szkołę skończyłam, ile awansów w pracy zaliczyłam, czy znajomi mają mnie za "freak'a", ważne będzie ile istnień dzięki mnie miało kochające domy i ilu ludzi doceniło szczęście jakim jest futrzasty przyjaciel. To właśnie będzie moja spuścizna...




wtorek, 12 kwietnia 2011

O pasji, wielkich pieniądzach płynących z Unii i o wielkich omyłkach ludzi którzy nimi zarządzają...

Biorąc pod uwagę porę, dzień tygodnia oraz fakt że rano nie muszę wstawać, zebrało mi się na rozmyślanie - dlaczego tak się dzieje? Nie mam pracy, nie uczę się, co jest tego powodem?
Zdradzę rąbek tajemnicy...
Pomijając mój charakter, to że strasznie nie lubię być niedoceniana, oraz nie cierpię kiedy szefem jest ignorant w dodatku mało inteligentny - w tym szaleństwie jest metoda :D

Nie posiadam średniego wykształcenia, stało się to przypadkiem, powodem jak w większości decyzji mojego życia były zwierzęta oraz niestety praca. W tym konkretnym przypadku zawaliłam (?!) przez konie.
Błądzić jest rzeczą ludzką ale nie wiem czy tę moją drogę mogę nazwać błądzeniem...
Wolałabym postrzegać to w pryzmacie sprawdzenia swoich marzeń pod kątem trafności.
No bo w końcu wiele osób marzy np o tym żeby zostać wokalistą a kiedy juz zaczynają śpiewać okazuje się że kompletnie nie odnajdują się w takim świecie i pozostają przy nuceniu pod prysznicem ;)
Ja spełnianie marzeń właściwie zaczęłam od nauki jazdy konnej, pracy w stajni i od posiadania własnego nieparzystokopytnego. Okazało się że wszystko jest tak jak sobie wyobrażałam poza jedną sprawą... Jeśli ktoś naprawdę chce pracować i całe życie poświęcić koniom musi się liczyć z tym, że jest to rynek ograniczony i teraz można - albo wykazać się wyjątkowymi umiejętnościami (żeby je zdobyć trzeba sporych nakładów finansowych), albo mieć szczęście urodzić się w rodzinie lub okolicy gdzie konie są zjawiskiem powszechnym albo posiadać ogromne pieniądze i samemu stworzyć ośrodek lub przynajmniej małą stajnię przy domu. Ja próbowałam różnych rzeczy, pracowałam jako stajenna, prowadziłam jazdy, byłam instruktorem w ośrodku agroturystycznym (cudowna sprawa na wakacje, konie 24h/H pod moją opieką i do dyspozycji, lasy, łąki, pola... ach...). Niestety żadne z tych zajęć nie przynosiło pieniążków dzięki którym mogłam się utrzymać więc wymagana była praca dodatkowa. Wszystko byłoby może i do pogodzenia ale ja mam jedną wadę... Koniom poświęcałam całą siebie, pracowałam ciężko i długo, nie dawałam rady pracować jeszcze w innych miejscach. Z czegoś musiałam zrezygnować, a że bez pieniędzy w dzisiejszych czasach... sami wiecie. Tęsknie za końmi do dzisiaj...



Takich wydarzeń oraz decyzji w życiu musiałam podejmować wiele, ciesze się z każdej nowej rzeczy jaką robię w życiu. Z najnowszych zainteresowań mogę wymienić florystykę.
Ale od początku!
Mam zdolności manualne, jestem cierpliwa w precyzyjnych pracach i wyrobiłam w sobie poczucie estetyki. Z tych kilku powodów myślałam o otworzeniu kwiaciarni z galerią ręcznie robionych prezentów. Do tego wiadomo - potrzebne są środki, taką możliwość daje UP poprze dotacje finansowane z Unii. Jednak żeby zwiększyć swoje szanse w otrzymaniu wsparcia musiałam mieć odpowiednie kwalifikacje. Tutaj znowu wyszedł mi na przeciw Urząd Miasta supportowany przez ulubioną naszą Unię ;)
Dostałam się na szkolenie pt "Florysta z obsługą kasy fiskalnej". Fajnie brzmi :D Radość moja była wielka!! Do czasu...
Kursy na florystę, porównywalne do przedstawionego przez mój ośrodek planu wahają się w granicach 4 tys za osobę. 3 tyg wykładów z wyżywieniem, zapowiadało się rewelacyjnie! Aż do 2 dnia kursu...
Kłótnie małżeńskie pary prowadzącej zajęcia stały się głównym tematem przewodnim rozmów. Grupa rozproszona zachowaniem wykładowców dała się wciągnąć w ich życie osobiste, spadły morale i motywacja ogólna. Dzień wyglądał następująco, rano kawa i pogaduszki, koło południa obiad, chwila pracy (trzeba było zrobić zdjęcia dokumentujące postępy) która z reguły polegała na wykonaniu jednego bukietu przez prowadzącego, pogaduchy i powrót do domu. Zaledwie kilka dni przepracowaliśmy, prawie, wg planu. 
Ignorancja wykładowców doprowadziła do tego że zajęcia na żywych kwiatach nie trwały długo ponieważ kwiaty dojechały za późno i bez zabezpieczenia pozostawione na noc w patio - zamarzły i nie nadawały się do niczego. W zasadzie to co dowiedziałam się na kursie mieści się na 2 stronach formacie a5, internet i te środki wypłacone na rękę dałyby mi więcej niż 3 miesiące na takim pseudoszkoleniu.
Muszę zaznaczyć że podczas trwania kursu mieliśmy kilka kontroli ( o których oczywiście wykładowcy wiedzieli wcześniej i to w te dni grupa pracowała), skargi i sugestie do dyrektora ośrodka nie przyniosły rezultatów.

Teraz główne pytanie. Czy osoby odpowiedzialne za rozdysponowanie środków europejskich wiedzą co się z tymi pieniędzmi dzieje i pozwalają na takie marnotrawstwo? Czy wiedzą co się dzieje i nie potrafią z tym walczyć? A może nie wiedzą jak to wygląda bo ich to nie interesuje? Obowiązki odbębnione, pieniądze rozdane, reszta jakoś pójdzie?

Strasznie mnie denerwują takie sytuacje, nie tylko przez złą organizacje ale także przez to, że na takie szkolenia dostało się 3/4 osób które totalnie w d** miały nauke i rozwój umiejętności i osobowości. Chodziło o zabicie czasu, zwrot kosztów biletu miesięcznego, darmową opiekę nad dziećmi na czas kursu, wyrwanie się z domu... Szlag!! Dziesiątki zdolnych osób skorzystałoby na tym ogromnie, bo wierzę całym sercem że gdyby reszta grupy była tak żywo zainteresowana tematem jak ja na pewno udałoby nam się wyciągnąć z wykładowców więcej.

Tak na zakończenie, mam zdolności, ukończyłam szkolenie, mogę dostać środki z UP, ale...
Czy dałabym sobie radę sama poprowadzić taką firmę na podstawie tego czego się nauczyłam?
A jeśli tak to ile czasu zajmie mi rozkręcanie biznesu na tak szczątkowej wiedzy?
Nie uważacie że takie sytuacje są marnowaniem środków i ludzkiego potencjału?
Na dzień dzisiejszy kolejne marzenie uważam za spełnione choć nie trafione.
Przy czym ostrzegam że nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa w tej kwestii :)

Życzę wszystkim Dobrej nocy :*

sobota, 9 kwietnia 2011

Uff problemy z brakiem internetu zażegnane!

Po wyjątkowo długiej przerwie, mam zaszczyt poinformować wszystkich, którzy mnie podczytywali, że oto nastał kres tej smutnej epoki, niemocy twórczej, która z przymusu zapanowała na blogu.
Od dzisiaj, raz na jakiś czas znowu pozawracam Wam głowy swoimi przemyśleniami :P

wtorek, 11 stycznia 2011

Error

Z powodu braku internetu, oraz mojego pobytu w szpitalu, zawieszam moją paplaninę na czas bliżej nieokreślony. Na pewno nie dłuższy niż miesiąc.

Mam nadzieję że szybko tutaj wrócę bo dobrze się czuję w tym miejscu!


Forum Spanielowe