Tła oraz dodatki na bloga tonabloga.blogspot.com
-->

poniedziałek, 2 maja 2011

Nie żeby nie było tematów...

Codziennie wieczorem siadam przed monitorem z myślą napisania czegoś na blogu.
Pomyślał by ktoś że nie mam o czym pisać ale ja... nie potrafię się zdecydować :P
Wiem, wiem, jestem dziwna no ale jak mam natłok myśli to ciężko mi napisać coś składnego - a chyba o to chodzi tutaj najbardziej. to ma być coś co da się a nawet chce się przeczytać!

Postanowiłam zdać relację z okresu PO świątecznego.

Lany Poniedziałek - wcale nie był taki lany bo nawet deszcz na mnie nie kapnął. Jeśli nie liczyć prysznica to był to jeden z bardziej suchych dni w roku. Nie wróży za dobrze....

Wtorek i środa spędzone w urzędach i przed komputerem, w zasadzie nic godnego uwagi poza kilkoma ważnymi emailami i jednym bardzo ważnym ogłoszeniu na allegro (o tym za chwilę).

W czwartek mój mąż zaczął znowu odwalać numery, wyszedł wcześnie rano, napisał że będzie popołudniu, później konkretnie o 17, 19 o 21 zadzwonił że już idzie (15 min drogi) i że chce naleśniki. Żona (głupie stworzenie) do kuchni i heja! Nie mamy miksera więc ręcznie w misce wszystkie składniki mieszam, mieszam... Patrze na zegarek 22,23... Przyszedł przed północą i pyta "gdzie naleśniki?" Nosz Kurna (:P) jasna! Smażył sobie sam. 

Piątek - obudziłam się o 8 - marudera już nie było. W zasadzie załatwiłam kilka rzeczy, odwiedziłam babcię i dziadka, kilku lekarzy, wieczorem mieszkanie było puste. Po moim telefonie dowiedziałam się że mąż NA BANK będzie o 21.

Sobota. O 9 rano wyszłam na spacer z psem. Spotkałam powracającego męża który udawał że mnie nie widzi i poszedł prosto do domu. Kiedy weszłam do mieszkania - był w łazience. Usiałam z psiakiem w pokoju, zamknęłam drzwi żeby nie było przeciągu i za 3 minuty usłyszałam dźwięk klucza w drzwiach. Oczywiście wyleciałam jak poparzona i znowu usłyszałam że ważne sprawy są i "na pewno będę koło południa". Znalazłam Go o 16 u Jego ojca. Nie będę wdawała się w szczegóły. Pożegnał mnie tekst "Będę do 2 godzin", co odebrałam jako "będę o 18", tak przynajmniej wynikało z moich obliczeń. Popołudniu poleciałam z psem na spacer po powrocie widziałam że ktoś w domu był. Tak, BYŁ to dobre określenie. 
Tutaj moje nerwy nie wytrzymały, o 22 przyjechała po mnie siostra i pojechałam na noc do rodzinki. 

Niedziela - od 7 rano w pociągu. W związku z ogłoszeniem na Allegro postanowiłam przywieźć do siebie suczkę prawie 2 letnią spanielkę. Przejechałam pół Polski, zjadłam przez cały dzień 1 mandarynkę i 1 kanapkę. Po powrocie i wielkim zdziwieniu rodzicielki wszamałyśmy kolację. Kiarcia razem z Negrą smakołyki z Bozity a pańcia duszoneczki z barszczem czerwonym.

I tak oto dochodzimy do poniedziałku i do godziny 8 rano kiedy to "pan i Władca" zjawił się w domu. Ciekawe ile posiedzi.
Wracając do sedna - mam w domu męża który nie potrafi się pożegnać z życiem kawalerskim i żona jest dla niego na ostatnim miejscu oraz 2 cockerki - czarne podpalane które mnie kochają bardziej niż mąż.
Zastanawiam się czy nie wymienić męża na kolejnego psa :P



Tyle w temacie użalania się nad swoim losem - na osłodę fotka młodszej klusencji:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Forum Spanielowe